Średni format ma swój klimat, ale też niesie ze sobą wyzwania. Manualna ostrość i aparat na statywie w konfrontacji z dwójką rozbieganych urwisów mogą dać ciekawe efekty, ale przede wszystkim dostarczają mnóstwa emocji!
W akcji Jaś i Franek z rodzicami oraz Mamiya M645, uzupełniona Canonem – wprawne oko szybko odróżni, co z którego aparatu.
Czasem dobrze jest zmienić punkt widzenia, średni format zmienia go dosłownie! Moja pierwsza (i mam nadzieję nie ostatnia) przygoda z takim formatem to warsztaty u Jacka Gąsiorowskiego . A poniżej kilka klatek z kilku klisz – na nich piękna Ewa. Klik, klik, zapraszam do obejrzenia!
W czerwcu mieliśmy okazję robić zdjęcia na ślubie Agnieszki i Konrada. Jak było? Pięknie, stylowo, kolorowo. A my dzisiaj trochę na przekór stawiamy na black&white, bo emocje i ulotne chwile nie wymagają koloryzowania 😉
Uroczyście i radośnie nie mniej niż zwykle, choć dzisiaj zamiast młodej pary na zdjęciach Zosia Kilka zdjęć z dnia jej I Komunii Świętej.
Wiosna w pełni, kwitną magnolie, zaczynamy sezon. Nowy sezon, nowe śluby, nowe zdjęcia – mamy nadzieję, że będą co najmniej tak dobre jak ostatnio 😉
Jak te ze ślubu Kingi i Bartosza – zapraszamy na ostatni jesienny reportaż!
Piękny dzień, ciepły, ale nie upalny. Piękny ślub, i emocje, które dało się odczuć na każdym kroku.
Najpierw trochę napięcia, ostatnie przygotowania, oczekiwanie. Chwilę później podniosły moment przysięgi małżeńskiej. Wyjście z kościoła, głęboki oddech i taka spontaniczna radość, jakiej życzymy każdemu w dniu jego ślubu! Kasiu i Bartku – gratulacje i dużo pięknych chwil w Waszym Wspólnym Życiu!
Czasem ciężko się umówić na sesję, czasem ciężko się umówić na kawę – kto ma małe dzieci, ten wie. Wiosną na pewno byłoby łatwiej… tylko to już chyba inne zdjęcia, bo wiosną skład będzie powiększony Dzisiaj na zdjęciach Agata, choć nie tylko ona…
Pierwszego spotkania nie pamiętam, każde kolejne robiło na mnie coraz większe wrażenie. Chyba od samego początku była w tym jakaś „chemia” , zauroczenie, z czasem coraz większa fascynacja. Nigdy nie zastanawiałam się, kiedy znowu tu wrócę. Za każdym razem powrót jest dla mnie niespodzianką, tym bardziej, że zawsze wracam jako ktoś inny i czego innego poszukuję. Niezmienny jest jednak klimat i urok tego miejsca, które z każdym dniem powraca do dawnej świetności.
Latem znowu zawitaliśmy w Rudach dzięki Agnieszce i Łukaszowi. Dziś razem zapraszamy do dawnego opactwa!
Przygotowani, perfekcyjnie przygotowani! Wszystko starannie wybrane, dopięte na ostatni guzik. W odpowiednim momencie znalazły się i zapasowe spinki do mankietów, i wachlarze dla gości, kiedy upał dawał się we znaki w chłodnym zazwyczaj kościele. Do tego TEN błysk w Ich oczach – nie mogło być inaczej – to był piękny ślub!
I przyszedł wrzesień, a z nim ślub kAśki i Marcina. To był intensywny dzień, trochę przypominał rajd z przeszkodami po rozkopanych Gliwicach. Ekipy remontowe czaiły się na każdym kroku – zaczynając od domu Panny Młodej, poprzez Rynek, na ulicy przed lokalem kończąc. A co się działo na przyjęciu… dużo by opowiadać!
Kilka dni po ślubie wysłaliśmy K. link do próbki zdjęć. Wieczorem przyszedł sms: „Widzieliśmy, są fantastyczne, dredy i kiełbasa rulez!!! (…)” Dredy, no tak, nam też wpadły w oko, ale kiełbasa?!… Ok… dziwne przezwisko, ale co tam. Nie byliśmy zbyt dociekliwi, a jak się okazało potem – również niezbyt spostrzegawczy! Jak mogliśmy ją przeoczyć! JEST! Dzisiaj swoisty konkurs – gdzie jest kiełbasa?
A wracając do sms’a – naszym zdaniem to nie kiełbasa, ale kAśka i Marcin rulez! Co już wcześniej udowodnili na wielkich czosnkach
Magdalena zadzwoniła do nas jakiś rok temu. Kilka telefonów, kilkanaście maili, świetny kontakt, ale dopiero w czasie spotkania 2 miesiące przed ślubem okazało się, że znamy się z widzenia. Jaka niespodzianka! Tym milej było robić zdjęcia tak fantastycznej parze jak Magdalena i Pierre-Alexandre. Mając przed obiektywem tych dwoje, setkę naprawdę świetnie bawiących się gości a w tle Świerklaniec, nie można było ani na chwilę odłożyć aparatu – tyle się działo!
Jest gdzieś na Śląsku piękny pałac, a wokół niego cudowny park. Kiedy się zanurzyć w jego zacienionych alejach, to jakby wkroczyć do tajemniczego ogrodu przez wcześniej niezauważoną furtkę. A tam każdy może się stać księciem lub księżną (niekoniecznie Daisy). Dzisiaj w roli książęcej pary Hania i Grzegorz.
W pewną lipcową niedzielę o poranku wybraliśmy się z kAśką i Marcinem na spacer na pobliskie pola. A na polach, zamiast łąki, miedzy i wąskiej dróżki urzekły nas wielkie czosnki! Jeszcze trochę i zobaczymy się z kAśką i Marcinem na ich ślubie, już odliczamy dni!
Jadąc do Hani przez moment zastanawiałem się, czy GPS na pewno dobrze mnie prowadzi… Zjechałem z głównej drogi, naokoło pola, nade mną biblijne niebo i… jest dom! Trafiłem! Za chwilę pojawił się również Grzegorz. Kilka schodków w górę i naprawdę rodzinna atmosfera po przekroczeniu progu domu. Od tego momentu uśmiech nie schodził z twarzy Pary Młodej, a oglądając ich zdjęcia trudno go nie odwzajemnić.